środa, 14 września 2011

Człowiek kasztanowi wilkiem

Powoli i pogodnie zbliża się do nas jesień. Liście zaczynają zmieniać kolory, słońce nie daje jeszcze za wygraną i raczy nas swym ciepłem, a co szczególnie radosne - zdechła już większość komarów. Oddalamy od siebie wizje corocznej kaszany jaka nastąpi już niebawem, kiedy to chodniki zamienią się w rozległe kompostowniki z gnijącymi odrzutami roślinnymi, zmieszanymi z psimi odchodami. Deszcze zacinające po twarzy, wilgoć wnikająca między ubrania. Z jednej strony szarość, z drugiej oczojebne kalosze we wzory, które dawno już stały się passe. Ale to przed nami, a w tym momencie cieszmy się ostatkami lata, którego rozkładającego się trupa będziemy wkrótce oglądać.

Są ludzie, którzy świadomi upływającego czasu korzystają z pięknych dni. Spacerują parami, cieszą się, obdarowują pocałunkami, grzeją nawzajem łapki w miłosnych uściskach. Idealny przykład takiego tandemu przytuptał na skwerek za Urzędem Stanu Cywilnego. Dostojny młodzieniec z arafatką na szyi i dama jego serca w rureczkach pomykająca. Piękni, młodzi i zdrowi jak biologia nakazuje. W pewnym momencie przystają, wzrok kierują ku górze i twarze ich rozpromieniają się w bananowych wyrazach gemb. Kasztany! Świeże i niedostępne poniekąd ze względu na różnice wzrostu fotosyntezującego olbrzyma i dwójki naczelnych pod nim stojących.

Rurecznica przystępuje więc do ataku wymownym spojrzeniem na chłopaka.

“Jeśli nie chcesz mojej zguby,
Zdobądź mi kasztana luby.”

Ponieważ Arafaciec nie może zawieść oblubienicy, chwyta pełną butelkę wody Perlaż lub innej modnej Spodtaterzanki (pamiętajcie, że noszenie poręcznej buteleczki H2O w garści podczas spaceru jest trendy, tak jak pomaganie zresztą) i pruje nią raz po raz w koronę drzewa. Z początku efekt znikomy, głównie słychać trzask gałęzi, spada trochę liści, ale w końcu jest! Przedmiot pożądania nimfy nadobnej - brązowa kulka w mięsistej, kolczastej łupinie - trafia do jej rąk. Swoją drogą, jak to niewiele do szczęścia potrzeba.

Radość gołąbeczków nie trwała jednak długo, gdyż ich sielankę postanowiła zakłócić sprzątająca w pobliżu kobieta. Podleciała zaraz na miotle, a właściwie z miotłą i jak to prawdziwa, dwulicowa wiedźma rzekła sympatycznie:

- A co wy tu robicie drogie dzieci?
- Zbijamy kasztany - odrzekł Arafaciec z wyrazem triumfu na przedniej części głowy.
- (Dobrze, że nie bąki) - dodał w myślach narrator.
- Ależ kochani! Wkrótce pospadają same, będzie leżeć ich tu całe zatrzęsienie. Czy musicie tak walić w te drzewo?
- Ale to czekać trzeba, a później takie nieświeże leżą. Niefajne takie.

Kobieta nie rozumiejąc, że młodzież zbiera zapewne surowiec na nalewkę, straszyć poczęła:

- A gdybym tak Twoich zębów zachciała i zamiast czekać, aż będą stare, zepsute, nieświeże i wypadną same, przydzwoniłabym ci ja miotłą w gębę i wybiła kilka? Fajnie by było?

Młodzieniec, który zapewne kilka części Piły widział, miał cień powodu aby starowince uwierzyć i biorąc Rurecznicę pod rękę ewakuowali się, żeby nie było wątpliwości, z minami oburzonymi. Sprzątaczka natomiast wróciła na posterunek, by nadal zaczajać się na boru ducha winne stworzenia hipsterogenne.

I cóż wyniesiesz z tej porywającej jak szczaw na łące opowieści? Gdziekolwiek jesteś, strzeż się leśnej zmory, która może Cię nauczyć cierpliwości. Taka ekologiczna opowiastka do straszenia dzieci przed snem.

7 komentarzy:

  1. Gdybym był papieżem, to bym abdykował i został Twoim Fanem, Erneście!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pochwaliłbym abdykację i z upojeniem oglądał bezkrólewie watykańskie.
    Poza tym heloł. Dziecięce wymioty podczas kinderbalu to też zacna emfaza.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja już zbierałem kasztany i żołędzie nieopodal Węglówki, obyło się bez świadków z miotłą i bez pogotowia dentystycznego. Erneście, nieźle "nakasztaniłeś", trzeba cię pochwalić ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój starszy zawsze "kasztanieniem" nazywał robienie gówna. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyrażenie "lecą kasztany" nabrało nowego znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. :) haha, młodszy od Miodka, ale z bukietem i naręczem znaczeń haha

    OdpowiedzUsuń