wtorek, 5 lipca 2011

Gustawa dylematy przedśmiertne

Gustaw umiera. Leży na łożu śmierci i za chwilę zasadzi kopa w ten nieszczęsny kalendarz, w którym już dawno nikt nie zrywał kartek minionych miesięcy, o przesuwaniu czerwonego okienka na przezroczystej tasiemce nie wspominając. Jeśli przy narodzinach człek jest tabula rasa, to Gucio wszedł w etap pisania ostatnich zdań epilogu. I właśnie strach przed takim momentem, w którym wypadałoby podsumować swoje życie, a nie będzie się miało większych osiągnięć oprócz spłaconego kredytu na mieszkanie, namieszał mi w głowie. Ten tam dogorywający Gustaw może co najwyżej westchnąć lub rzucić budzikiem w okno, za to, że mu nie zadzwonił wcześniej. Ja, mający teoretycznie więcej dni przed sobą, mogę coś z tym dylematem zrobić.

Praca dająca przyjemność i satysfakcję. Takowe zdanie wypowiedziane w kierunku biurowej mrówy, grozi ranami zadanymi zszywaczem, ołówkiem między żebrami i przypięciem kartki „Kopnij mnie” do tylnej części koszuli. Ja, mimo wszystkich opinii niedowiarków i uśmiechów politowania, wierzę w to, że można utrzymywać się z tego co się lubi, wśród ludzi, z którymi zawsze możesz się dogadać i to tu w Polsce Ź, a nawet teraz, w czasach napierającego „zepsutego” Zachodu. I jako wzorcowy element demoty-fejsbukowego pokolenia odwracam się do tych nieszczęsnych Gustawów i mówię „No to patrzcie!”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz