Jest dzień, jakich wiele każdego tygodnia, jest tydzień, jakich mnóstwo w ciągu roku, jest rok, jaki może zaowocować za wiek, jest jesień, która może powalić drzewo. Ciemność, dookoła mnie kształty pozjadały się nawzajem. Potrącam coś i wyczuwam ramy okna, rozsuwam kotary, szarpię za klamkę, w przypływie niepokoju tłukę szybę, otwieram okiennice. Oślepiające światło wchłania mnie i automatycznie wydostaję się na zewnątrz. Świeże, chłodne powietrze wybucha przede mną i omal nie spadam z wrażenia. Teraz, nieco oszołomiony, staję na gzymsie. Jest wysoko, nie wiem jak bardzo, bo widzę nieostro. Jest tylko kontrast czarnej dziury i słoneczna wizja przede mną. Jeszcze się nie nauczyłem patrzeć. Widzę niemrawy horyzont unoszący się jak dym nad rozgrzanym, huczącym mrowiskiem ludzi, kontrolujących emocje, przystrzyżone trawniki, zeszyty w jednym formacie, nad nimi komórki, ptaki, chrabąszcze, wszystkie dzieci usadowione w kółku, wszyscy dorośli samotnie sterczący nad projektem kolejnego dnia, w uścisku trzymający się kurczowo kalendarza i listy zobowiązań, która powiększa się codziennie.
Narodziny, mam nadzieję, że zobaczę narodziny czegoś nowego, co da mi spokój ekonomiczny, przyjazne środowisko pracy, możliwość pomagania innym i sobie. Przede wszystkim pomagamy sobie. Każdy, kto widzi osobę potrzebującą pomocy albo pragnącą rozrywki nagradza siebie albo pomaga sobie.
Oszczędnie obdarowujemy siebie i innych. Teraz trzeba być hojnym. Tworzyć coś z innymi, stoję nadal na gzymsie i bujam się do skoku. Na dole prawdopodobnie jest ocean, który moje wnętrze czuje jak falujące głowy, jak wytłaczankę pełną jajek, jak kosz owoców, jak wszystko, co wspólne, niewidoczne i pochłaniające jak woda, niebezpieczne i życiodajne.
Wewnętrzne dziecko domaga się gniewu, pocieszenia, bezpieczeństwa wreszcie i spełnienia. Potrzebny jest do tego człowiek, idea, plan i to, po co ciągle powstają nowe projekty, czyli pieniądze.
Planowanie i pieniądze… Jestem za mądry na to, by wyprzedziły mnie puste przestrzenie mojego pomysłu. Widzę w nim nieustannie ludzi krzątających się wokół wspólnego dobra. Moja wizja jest bezpieczna. Nikt jeszcze nie wie, jak duży skok trzeba będzie wykonać, żeby na świat mogła przyjść kolejna piękna inicjatywa. Ciężarne umysły koncentrują się na projekcjach, wielki wybuch nie nastąpi. Wszystko kładziemy powoli, to nie piramida oszustw, ale codzienna praca pro publico bono, ale przed wszystkim dla dobra nas samych i dla mnie, dlatego jest tak ważna. Blog tu i teraz…
Nie wspomnę o żadnej spółdzielni, nie zacznę od uścisku dłoni prezesa, nie wyjawię myśli, która zdolna jest położyć fundament pod wspólny wysiłek. To wszystko każdy z nas ma w sobie. Jeśli Wy, Czytelnicy, nie rozumiecie zwyczajnie o co chodzi w blogu Akcji Kooperacji, to powiem, że Was słucham i Wiem o Waszych wątpliwościach. Nie wpisałem nic w ubiegłym tygodniu z jakiegoś powodu. Poczekajcie jednak razem ze mną, idźcie tam, gdzie chcecie, wszystko jedno. Może Wasza droga zaczyna się gdzie indziej, ale skoro interesują Was inne, to znaczy, że akceptujecie wielość i potrzebujecie poczuć kontekst i zobaczyć ostro coś własnego na tle innych. Nie jesteśmy Supermanami, przechodzimy codziennie obok Was i któregoś dnia otworzymy okno i wyleci na Was rój motyli, na razie opancerzeni w artykuły i pomysły budujemy wehikuł, który będzie dla Was tworzył kolory i światła, dla Nas także, My i Wy to jedno. Potrzebujemy Waszej obecności, dlatego dzielimy się swoją…
Narodziny, mam nadzieję, że zobaczę narodziny czegoś nowego, co da mi spokój ekonomiczny, przyjazne środowisko pracy, możliwość pomagania innym i sobie. Przede wszystkim pomagamy sobie. Każdy, kto widzi osobę potrzebującą pomocy albo pragnącą rozrywki nagradza siebie albo pomaga sobie.
Oszczędnie obdarowujemy siebie i innych. Teraz trzeba być hojnym. Tworzyć coś z innymi, stoję nadal na gzymsie i bujam się do skoku. Na dole prawdopodobnie jest ocean, który moje wnętrze czuje jak falujące głowy, jak wytłaczankę pełną jajek, jak kosz owoców, jak wszystko, co wspólne, niewidoczne i pochłaniające jak woda, niebezpieczne i życiodajne.
Wewnętrzne dziecko domaga się gniewu, pocieszenia, bezpieczeństwa wreszcie i spełnienia. Potrzebny jest do tego człowiek, idea, plan i to, po co ciągle powstają nowe projekty, czyli pieniądze.
Planowanie i pieniądze… Jestem za mądry na to, by wyprzedziły mnie puste przestrzenie mojego pomysłu. Widzę w nim nieustannie ludzi krzątających się wokół wspólnego dobra. Moja wizja jest bezpieczna. Nikt jeszcze nie wie, jak duży skok trzeba będzie wykonać, żeby na świat mogła przyjść kolejna piękna inicjatywa. Ciężarne umysły koncentrują się na projekcjach, wielki wybuch nie nastąpi. Wszystko kładziemy powoli, to nie piramida oszustw, ale codzienna praca pro publico bono, ale przed wszystkim dla dobra nas samych i dla mnie, dlatego jest tak ważna. Blog tu i teraz…
Nie wspomnę o żadnej spółdzielni, nie zacznę od uścisku dłoni prezesa, nie wyjawię myśli, która zdolna jest położyć fundament pod wspólny wysiłek. To wszystko każdy z nas ma w sobie. Jeśli Wy, Czytelnicy, nie rozumiecie zwyczajnie o co chodzi w blogu Akcji Kooperacji, to powiem, że Was słucham i Wiem o Waszych wątpliwościach. Nie wpisałem nic w ubiegłym tygodniu z jakiegoś powodu. Poczekajcie jednak razem ze mną, idźcie tam, gdzie chcecie, wszystko jedno. Może Wasza droga zaczyna się gdzie indziej, ale skoro interesują Was inne, to znaczy, że akceptujecie wielość i potrzebujecie poczuć kontekst i zobaczyć ostro coś własnego na tle innych. Nie jesteśmy Supermanami, przechodzimy codziennie obok Was i któregoś dnia otworzymy okno i wyleci na Was rój motyli, na razie opancerzeni w artykuły i pomysły budujemy wehikuł, który będzie dla Was tworzył kolory i światła, dla Nas także, My i Wy to jedno. Potrzebujemy Waszej obecności, dlatego dzielimy się swoją…
Popłakałem się. Na prawdę.
OdpowiedzUsuń