Uffff… W końcu mogę odetchnąć i skorzystać z tego, że mamy taką wspaniale wygodną, wielką sofę w mieszkaniu. Kolejny dzień ząbkowej traumy za nami. Edgarowi wyrzynają się dwie dolne jedynki. Są ostre jak igiełki, przecinają mu dziąsła, a on wariuje. Jeść nie, spać nie, tu nie, tam nie i wszystko- nie! Drżę na myśl, że to dopiero początek naszej zębatej przygody. Teraz zasnął, a ja mam chwilę spokoju.
Zaraz? Mam PRAWIE chwilę spokoju, bo mój mąż z kolegami z zespołu urządzili próbę piętro niżej. Dodam, że grają metal, który raczej nie należy do najcichszych gatunków muzycznych.
Moje chłopaki są wyjątkowo głośne. Dodatkowo brudzą, nie zawsze ładnie pachną, wymagają ode mnie sporo pracy i jeszcze więcej cierpliwości. Mimo to są dla mnie niemal wszystkim i zupełnie nie potrafię wyobrazić sobie świata i życia bez nich.
Rzeczywistość skonstruowana jest w ten popaprany sposób, że kocha się przeważnie tych, którzy są upierdliwi i mają ten jakże wyjatkowy dar doprowadzania nas do szewskiej pasji. Może zresztą to i dobrze, bo przecież miłość trudna nie jest nudna, za to wesoła i można się pośmiać, choć czasami przez łzy.
A propos trudnych relacji! Spotkaliśmy się dzisiaj w naszym, spółdzielniowym gronie, po długiej przerwie, aby zacząć konkretne prace nad biznesplanem. Muszę przyznać, że biznesplan i ja chyba się w sobie zakochaliśmy.
Biznesplan jest stuprocentowym mężczyzną. Wiem to na pewno, bo go za cholerę nie ogarniam, przez co wzbudza on we mnie ciekawość i rozpala dzikie rządze. Zapowiada się długotrwały, namiętny romans z biznesplanem.
Mężu, który nie wiem, czy czytasz mojego bloga, w najbliższych dniach będziesz musiał powalczyć o mój czas i serce z wyjatkowo silnym i wymagającym rywalem. I co ty na to?
ok;]
OdpowiedzUsuń