Ostatnio odbył się wernisaż wystawy „Podróż na Wschód”. Wydarzenie to, pomimo że często nawiązywało do przeszłości, tchnęło świeżością i było wiosną w środku lata.
Sztuka nie zaszyła się bezpiecznie między ciasnymi murami galerii, ale wyszła na zewnątrz, aby pozdrowić białostockich przechodniów i przypomnieć o sobie. W pejzażu miejskim pojwiły się fokusy, których nie sposób minąć obojętnie. Najbardziej charakterystycznym z nich, kontrowersyjnym i medialnie nagłośnionym jest mapa Azerbejdżanu ułożona na dziedzińcu Pałacu Branickich z póltorej tony warzyw, które będą przez dwa miesiące sobie gnić, rozkładać się i śmierdzieć. Przesłanie artysty o sytuacji kraju wydaje się być aż nadto czytelne.
Jednak to, co okazało się być najbardziej inspirujące i wniosło w moim odczuciu najwięcej, mieści się w Starej Elektrowni przy ulicy Elektrycznej. Największe wrażenie zrobiła na mnie instalacja, wykorzystująca minimum środków (kilka dzianych strzępów porozrzucanych na podłodze w ciemnym, przypominającym ciasną, mroczną piwnicę pomieszczeniu). Automatycznie uruchomiła szereg skojarzeń z torturami, więzieniem, wojennymi obozami pracy. Odczucie, jakie wzbudziła, było piorunujące.
Samo miejsce, jakim jest budynek Starej Elektrowni, odegrało znaczącą rolę w odbiorze sztuki. Specyficzny, stęchły zapach unoszący się w powietrzu, industrialna architektura, czas zaklęty w murach i unikatowej podłodze z drewnianych klocków (coś w rodzaju bruko-parkietu) musiały wpłynąć na wyraz i odbiór prezentowanych dzieł.
Liczył się także sam dzień wernisażu, bo miło jest przecież poprzebywać wśród interesujących ludzi, a czasami i pośmiać się w duchu z tych, którzy najbardziej „snobizują się sztuką” :)
Osobiście cieszył mnie również fakt, że wystawę obejrzałam wraz z moją najbliższą rodziną i przyjaciółmi. Mój półroczny synek towarzyszył mi cały czas, wygodnie usadowiony w chuście i był najsurowszym z krytyków, gdyż naturalnie reagował na wszystko, co pobudza zmysły i przyciąga uwagę, a na widok zakonnicy odkurzającej ołtarz w jednym z filmów rozpłakał się.
Życie kulturalno-towarzyskie Białegostoku kwitnie. Fajnie obserwować progres, uczestniczyć w wydarzeniach, które tchną świeżością i inspirują do działania. Miasto pięknieje nie tylko pod względem wizualnym, ale również duchowo, ponieważ twórcza energia zaraża, zatacza coraz szersze kręgi i uderza z coraz silniejszą mocą.
Koleżanki i koledzy z grupy inicjatywnej Akcja Kooperacja trzeba brać się do roboty! Mamy pomysły, umiejętności, chęci i zapał. Jestem pewna, że stworzymy miejsce kolorowe, wyjątkowe, fantastyczne, które nie pozostanie obojętne dla kultury, sztuki i pozytywnej, białostockiej atmosfery.
Wprost nie mogę się doczekać!!!
Moja ulubiona instalacja podczas tej wystawy to armia żołnierzyków w toalecie w Galerii Arsenał :D
OdpowiedzUsuńDzięki, przeczytałem z przyjemnością;)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń